Gazeta Internetowa

Ławeczka
Opowiadanie


Znowu to dziwne uczucie. Marek do tej pory sam nie wiedział, co to właściwie było. Za każdym razem, kiedy przejeżdżał przez to okropne blokowisko, w tym samym miejscu ogarniało go to dziwne uczucie... Właśnie teraz zorientował się, co to jest. Czyjaś obecność.
Tak subtelna...
Nie lubił bloków. Może dlatego, że się wychował właśnie w tak ponurym i sztucznym otoczeniu. Te betonowe kolosy kojarzyły mu się tylko z jednym - grupki młodych, nie mających co robić ludzi. W nocy stoją przy ławkach i barierkach ogradzających trawniki. Plują, klną i patrzą tylko komu by wpieprzyć... Pewnie z tego powodu zawsze, kiedy wracał z pracy, Marek starał się przejechać przez blokowisko jak najszybciej. I pewnie dlatego tak późno zauważył co się właściwie dzieje...
Już za chwilę miał przejeżdżać koło tego miejsca. Blok nr 4, obok niego drzewa, między drzewami ławka. Dziwne, ale nigdzie nie widać tych grupek wzajemnej adoracji, których tak nie lubił...? Jest. "Tak, to z pewnością przez to oświetlenie." - Marek próbował usilnie wytłumaczyć to dziwne zjawisko. Zawsze, kiedy przejeżdżał obok tego bloku, tej jednej, jedynej ławki i nie myślał o niczym szczególnym, zdawało mu się, że kątem oka widzi czyjąś postać siedzącą tam między drzewami... Kiedy się jednak obracał, nikogo nie widział. Zawsze, kiedy wypatrywał domniemanej osoby zasiadającej na ławeczce pośród drzew w ogóle nie miał tego dziwnego uczucia... "To przez te cienie drzew na chodniku..." Kiedy siedział potem w domu popijając aromatyczną herbatę Nepal Gold ze swojego ulubionego kubka z napisem "Nie martw się jutro będzie gorzej" wiedział już co ma zrobić. No ale dlaczego to się stało? I dlaczego przytrafiło się właśnie jemu...? Być może dlatego, że w tej chwili właśnie on tego najbardziej potrzebował...

* * *

Wracał jak zwykle z pracy. Dzień miał ciężki, ale w końcu jego praca nie miała być prosta. Kiedy przejeżdżał między znienawidzonymi blokami, nawet nie zauważył, kiedy dojechał do tego specjalnego miejsca. "Tak, to już tutaj" - pomyślał, lecz nie odwrócił głowy. Przecież dobrze wiedział, że nie ma na co patrzeć. Przecież nikogo tam nie ma... Kiedy jechał z prędkością 60 km/h kontem oka dostrzegł jednak postać siedzącą na tajemniczej ławeczce... "Niemożliwe, tam nikogo nie ma!" - krzyczał sam w swoich myślach – "przecież tyle razy sprawdzałem!". Jednak mimowolnie odwrócił głowę... "Jezu..." – pisk zablokowanych kół wypłoszył kilka kotów z pobliskich krzaków. Chociaż Marek nie mógł, a może nie chciał w to uwierzyć, jednak na ławce siedziała ludzka postać. Nie były to cienie drzew ani gra świateł. Z auta stojącego w poprzek pustej drogi mógł dokładnie obserwować jak najbardziej materialną sylwetkę. "Chyba powoli zaczynam wariować... Przecież każdy może wieczorem wyjść na spacer" – było to jak najbardziej rozsądne wytłumaczenie i choć było ono jak najbardziej prawdopodobne to jednak coś nie było w porządku... Po dość długiej chwili Marek zorientował się, co nie pasowało do całej tej sceny. Na ławce siedziała młoda kobieta w białej, zwiewnej sukni. Ubiór ten nie nadawał się na wieczorne spacery, tym bardziej w chłodne, wiosenne poranki. A poza tym to dziwne uczucie. "Chłopie, weź się ty w garść! Co ty najlepszego chcesz zrobić!?" – Marek nie mógł wyjść z podziwu, jaka to siła nakazała mu wysiąść z auta i podejść do owej ławeczki.
- Dobry wieczór - powiedziała dziewczyna, kiedy Marek zbliżył się do ławki - czy nie powinieneś zaparkować auta zanim zaczniemy rozmawiać?
- Rozmawiać? Ja pani nawet nie znam. O czym mielibyśmy rozmawiać...? - "to jest koszmar, a ja zaraz się obudzę i pojadę na 8.00 do pracy."
- Nie udawaj, że nie chciałbyś porozmawiać o tak wielu rzeczach, które nie dają ci spokoju. Przyznaj, że marzyłeś o tym spotkaniu od dawna - dziewczyna uśmiechała się łagodnie w świetle sodowej lampy ulicznej.
"Rzeczy, które nie dają mi spokoju...? spotkanie...? o co chodzi tej kobiecie...?" - Przepraszam, ale naprawdę nie mam pojęcia, o czym pani mówi.
- Nie poznajesz mnie? Cóż, nie widziałeś mnie od bardzo dawna... Spróbuj, może sobie przypomnisz.
"Przypomnieć sobie? Żeby sobie coś przypomnieć trzeba najpierw to pamiętać..." - w tej samej chwili kiedy to pomyślał, Marek zdał sobie sprawę, że jednak ta kobieta kogoś mu przypominał. "Jej oczy, znam to spojrzenie. Tylko skąd?". Kobieta uśmiechnęła się łagodnie. "Pamiętam... tak uśmiechała się do mnie moja..."
- ...mama...? - to jedno jedyne słowo wypowiedziane w ciemność ulicy dudniło w głowie Marka. Kobieta lekko skinęła głową - ale ty nie żyjesz, zmarłaś kiedy miałem pięć lat! Zostawiłaś mnie samego! Dlaczego to zrobiłaś?! Byłem taki samotny... nie miałem nikogo!- zaczął płakać jak dziecko. Łzy jak wielki groch staczały mu się po policzkach - Ojciec wracał późno wieczorem z pracy, nikt nigdy nie interesował się mną...!
- Widzisz, jednak jest kilka spraw, o których chciałeś mi powiedzieć. Nie krępuj się jestem tu po to aby Cię wysłuchać. - "po to aby Cię wysłuchać...? sam mówię to niezliczonej rzeszy ludzi. Dlaczego ktoś chciałby słuchać mnie?" - wiem, że masz do mnie pretensję o to, że Cię zostawiłam. Nie zależało to ode mnie. Jesteś już dużym chłopcem, powinieneś to zrozumieć - uśmiechnęła się łagodnie.
- Tak jestem już duży i wiem, że te wszystkie wieczory, kiedy płakałem i przeklinałem to, że wszyscy dookoła mają swoje mamy tylko ja nie mam... nie mam się do kogo przytulić, nie mam się komu wygadać... myślałem, że to Twoja wina... przepraszam... wybaczysz mi?
- Nigdy nie byłam na Ciebie zła.
- Boże co ja najlepszego robię?! Rozmawiam z kimś, kto nie żyje od dwudziestu lat...! Jestem nieźle szurnięty - Marek poderwał się z ławeczki jak oparzony. Szybkim krokiem skierował się w stronę samochodu, który nadal stał na środku ulicy.
- Zaczekaj, Marku! - kobieta wstała i obróciła się w jego stronę - kiedy będziesz chciał porozmawiać, przyjdź do mnie...
- Do Ciebie?! - rzucił przez ramię - przecież Ty nie żyjesz, gdzie miałbym przyjść? I wtedy właśnie marek zrozumiał. Matka, osoba najważniejsza w życiu każdego normalnego człowieka, ta która dała to życie, została przez niego znieważona... oczywiście miejscem, do którego mógł przyjść i się z nią spotkać był cmentarz, lecz Marek nie odwiedził tego miejsca ani razu od śmierci mamy. Sam nie wiedział dlaczego. Wmawiał sobie, że nie chce rozgrzebywać starych ran, ale to nie to. On był zbyt dumny, aby przed kimkolwiek się otworzyć, wyjawić swoje problemy i pewnie bał się, że otworzy się przed grobem matki. Przed grobem! Przecież to jest niedorzeczne! Ona nie żyła... I tak już zostało, aż do dzisiaj, kiedy ta duszona w sobie niepewność eksplodowała. Marek odwrócił się gwałtownie.
- Zaczekaj, już zrozumiałem o co Ci chodzi... - lecz ławeczka była pusta - zaczekaj, jest tyle rzeczy, o których chciałbym Ci powiedzieć, z którymi nie daję sobie rady...

* * *

Wrócił do domu, zaparzył sobie kubek herbaty i zaczął rozmyślać...
"Czemu akurat teraz? Przecież nic specjalnego się nie dzieje...". Nie potrafił sobie tego wytłumaczyć. Działo się coś złego, coś...

* * *

Jutro Marek wstanie i zamiast do pracy (te kilka wizyt można przełożyć) pojedzie odwiedzić mamę i porozmawiać z nią. Teraz jedynym pytanie jakie jeszcze pozostało to, czy pomoże mu to chociaż troszkę...

(c) Mikro 'MM




[spis treści]


Odwiedź strony Gazety: http://www.gazeta.sky.pl/.